piątek, 5 sierpnia 2016

Prolog.



Nastał wrześniowy świt, delikatne promienie słońca zaczęły przedzierać się przez szarawe zasłony. Zerwał się również delikatny wiatr, którego przyjemna, chłodna bryza wdarła się, niczym najdoskonalszy włamywacz, do mego pokoju. Zostałam otulona filigranowym zimnem, a przez moje plecy przeszedł dreszcz. Wstałam leniwie się przeciągając się, podeszłam do okna.  Desirewood* jeszcze spało, ulicom brakowało ruchu, a na chodnikach nie przechadzała się żadna żywa dusza. Jeszcze nikt się nigdzie nie spieszył, jeszcze wszyscy byli spokojni. Nawet moja dusza była dziwnie wyciszona.
Zegar wskazywał dopiero piątą rano. Narzuciwszy na siebie kremowy, puchaty szlafrok zaczęłam krążyć po mieszkaniu. Zajrzałam do sypialni mojego taty, spał w najlepsze.
Kochałam go całym sercem, był najlepszym mężczyzną na ziemi. Wychowywał mnie samotnie, ponieważ moja rodzicielka postanowiła nas zostawić dwanaście lat temu. Przez pierwszy rok widywałam się z nią często, regularnie. Nie pamiętam co robiłyśmy, jak spędzałyśmy czas. Wiem tylko, że w pewnym momencie przestała do mnie przyjeżdżać. Przestała nawet dzwonić. Przez jakiś czas myślałam, że trafiła do wiezienia lub po prostu nie żyje. Niestety, myliłam się. Została pogodynką, a ja jej twarz muszę oglądać za każdym razem gdy oglądam telewizje. Nie wiem czy jej nienawidzę, czy mam do niej żal. Ona mnie jedynie urodziła, nigdy nie była moją mamą. Nie zasłużyła sobie na to miano.
 Mój opiekun świetnie sobie radził w roli samotnego ojca. Wkładał w moje wychowanie całe swoje serce, starał się z całych sił zastępować mi też matkę. W tym magicznym czasie w miesiącu, kiedy każda kobieta potrzebuje kilku niezbędników on zawsze mi wszystko zapewniał. Zabiera mnie na zakupy i mówi w czym wyglądam dobrze, a w czym tragicznie. O dziwo, nie jest jak trzy czwarte ojców i traktuje mnie poważnie. Zdaję sobie sprawę, że już jestem prawie dorosła i, że nie musi mnie cały czas niańczyć. Jest najlepszy, naprawdę.
Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w stronę przestronnej kuchni. Postanowiłam zrobić śniadanie dla mnie i dla mojego taty. Zrobiłam tacie kawę, którą wlałam w jego ulubiony termos i przygotowałam mu kanapki. Robiłam to zawsze, no prawie zawsze. Starałam się mu drobnymi rzeczami odpłacać za to co mi w życiu dał. Odpłacam mu miłością za miłość. Ja osobiście zjadłam moje ulubione musli z jogurtem naturalnym i uszykowałam sobie lunch box. Stwierdziwszy, że mam jeszcze około kilku trzech godzin do rozpoczęcia roku szkolnego przygotowałam się na poranny jogging.
Biegłam standardową trasą, przebiegnięcie dziesięciu kilometrów zajęło mi niecałą godzinę, po powrocie do gniazda rodzinnego, mojego opiekuna nie było. Wyruszył do pracy, a na stole zostawił mi wiadomość, że będę musiała  przyrządzić kolację, ponieważ przyjeżdża moja ciocia Aghata. Ucieszyłam się, siostra mojego taty to naprawdę fajna kobieta, nauczyła mnie kobiecości. To ona kupiła mi moje pierwsze kosmetyki, to ona nauczyła mnie jak się malować. Pomagała z problemami miłosnymi. Była moją przyjaciółką, była ode mnie niewiele starsza. Jedyne siedem lat różnicy.
Powolnym korkiem ruszyłam w stronę łazienki, włączyłam muzykę i zrelaksowałam się pod prysznicem. Owinąwszy się po raz kolejny w puchaty szlafrok ruszyłam do garderoby. Dzisiaj był mój pierwszy dzień w nowej szkolę. Postanowiłam się przenieść, ponieważ moje ostatnie liceum miało poziom spuścizny umysłowej, patologia totalna. Nadal nie wiem czemu tam trafiłam, od zawsze byłam dobrą uczennicą.
Zaczęłam zagłębiać się w swoich ubraniach, postawiłam na klasykę. Wybrałam czarną, rozkloszowaną spódniczkę, białą koszule wiązaną na piersiach. Założyłam złoty zegarek i wyjęłam jedne z wygodniejszych koturnów. Uwielbiałam dodawać sobie paru centymetrów. Przejrzałam się w lustrze. Moje długie, brązowe włosy pofalowały się delikatnie, a biel koszuli idealnie współgrała z moja opalenizną. Zasiadłszy przy toaletce przyjrzałam się swojej twarzy, miałam głębokie niebieskie oczy i długie rzęsy. Moja cera była nieskazitelna, a usta były pełne i malinowe. Nie uważałam siebie za wielką ślicznotkę, byłam przeciętna i zwykła. Lubiłam siebie, nie miałam kompleksów.
Po wykonaniu delikatnego makijażu opuściłam dom.
Wychodząc na ulice wpadłam na Rosalię, która biegła do naszej ulubionej cukierni.
-Cześć kochanie. Miło, że odbierasz telefon. - Powiedziała udając obrażoną.
-Przepraszam misiu.- Cmoknęłam ją w polik.
Pospiesznym krokiem ruszyłam z białowłosą po świeże pączki, O tak, pączek z rana jak śmietana!
Idąc wzdłuż alejek zaczęłam gadać z Rosalią na temat najświeższych wydarzeń tygodnia.
-Jestem ciekawa jak to w tym roku będzie.
-Daj spokój, pójście do drugiej liceum to nie jest jakiś tam super nowy etap w życiu.-Burknęłam.
Weszłyśmy na szkolny parking wciąż zajadając pączki. Uśmiechnęłam się na widok wszystkich zebranych przed wejściem głównym, w tej szkole są sami świetni ludzie.
Gdy tylko skończyłam myśl na temat świetności tej szkoły prawie zostałam potrącona. No tak, panicz Harley podjechał swoją zasraną czarną bmw, która już prawie sto razy pozbawiła mnie życia. Ten człowiek działał na mnie jak płachta na byka. Ciśnienie momentalnie mi skoczyło, nóż w kieszeni się powoli otwierał. Rosalia widząc, że zaraz coś rozwalę wzięła mnie za rękę i szybko pociągnęła do wejścia.
W końcu naprawdę naklepie temu Kastielowi, że ma się ode mnie odczepić, niech się w końcu zajmie tą swoją Debrą i przestanie uprzykrzać mi życie.
Szłam z Rosalią wprost do damskiej toalety. Nie wiem czemu tak jest, ale zawsze gdy coś się w szkole dzieje, my udajemy się właśnie tam.
-Powiedz mi czemu ty go tak właściwie nienawidzisz?-Zapytała białowłosa przeglądając się w lustrze.-Było minęło. Musisz w końcu zapomnieć.
-Ja nie zapominam.-Rzekłam melodyjnie i wyszłam z łazienki.


Witam wszystkich tu zebranych, mam nadzieję, że prolog się podobał.
Zachęcam do śledzenia bloga, każdy nowy rozdział będzie się pojawiał co tydzień w sobotę. :)
besos~